+8
frajka 18 maja 2015 15:35
Zgodnie z zaleceniem na miejscu stawiam się 20 minut przed planowanym odjazdem autokaru. Stanowisko nr 13 znajduje się w rogu, na samym końcu dworca autobusowego i jest chyba najmniej widoczne ze wszystkich. Oprócz mnie grupa dziesięciu oczekujących, rozsianych na całej długości chodnika. Na stanowisku obok podobnie. Jak widać barbarzyńsko wczesna pora w ten leniwy dzień tygodnia ma swoich zwolenników. Autobus podjeżdża kwadrans przed wyznaczoną godziną odjazdu. Dopiero teraz widzę,
że informacja na bilecie wskazująca numer stanowiska nie dla wszystkich była widoczna.
Osoby ze stanowiska obok również ruszają w kierunku parkującego Lux Expressu.

Jadę z bagażem podręcznym. Mężczyzna koło mnie taszczy wielką walizkę. Pan z obsługi, z uśmiechem informuje go
o konieczności oddania większego bagażu do bagażnika, po czym lokuje w nim ten i pozostałe bagaże pasażerów.
W tym czasie mogę spokojnie wejść do środka. Miejsca są numerowane dzięki czemu ludzie stoją spokojnie w kolejce.
Nie muszą pchać się dziko, kierowani rządzą upolowania najlepszego miejsca. Kierowca wita się ze mną,
sprawdza dokument potwierdzający, że ja to naprawdę ja (bilety są imienne) i przypomina, które miejsce mam zająć. Miło.
Dodam tylko, że posiadanie wydrukowanego biletu nie jest konieczne, może być bilet elektroniczny lub karta PINS.
Numeracja miejsc jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza dla osób podróżujących z dziećmi i docierających do autokaru w ostatniej chwili. Ostatnia chwila bywa o tyle niewdzięczna, że zazwyczaj nie ma już wolnych podwójnych miejsc i nie można usiąść obok siebie. Trzeba wówczas prosić pasażerów o to, by się przesiedli :„no bo wie pan/i jestem z małym dzieckiem i chciałabym je mieć na oku”.

Jestem w środku. Ściągam kurtkę, po czym ręka zawisa mi bezradnie w powietrzu. W autobusie nie ma uchwytów na których można powiesić okrycie wierzchnie. Siedzenie w kurtce nie jest wygodne. Kładę ją zatem na półce pod sufitem. W przypadku kurtek,
które zazwyczaj są odporne na zagniecenia, półka zda egzamin, ale w przypadku marynarki już niekoniecznie.
Półka jest dość głęboka i spokojnie pomieści wypchany, szkolny plecak. Większą torbę można umieścić pod siedzeniem.



Nie byłabym kobietą, gdybym nie wspomniała o kolorystyce :-) Klasyczna, stonowana,
przyjemna dla oka jak dobrze skrojony garnitur od Cardena. Czerwone akcenty idealnie pasują do szarości w różnych odcieniach.
Nawet strona startowa tabletu jest pod kolor – czerwone ikonki na szarym tle :-)



Wszyscy siedzą już wygodnie w fotelach. Ruszamy. Kierowca wita wszystkich na pokładzie, przedstawia się i przekazuje podstawowe informacje dotyczące czasu podróży, lokalizacji WC i automatu do napojów. Informuje również o możliwości zakupu wody, słuchawek i koca. Na koniec przypomina, aby dla bezpieczeństwa zapiąć pasy i że jest do dyspozycji w razie jakichkolwiek pytań bądź problemów. Na koniec życzy miłej podróży.
Po chwili z automatycznego komunikatu dowiaduję się, że napoje dostępne są za darmo przez całą podróż podobnie
jak korzystanie z pokładowej rozrywki. Wiem też gdzie szukać ulotki z cenami, gdybym chciała kupić wspomniane już przez kierowcę rzeczy. Ceny nie są wygórowane: woda 5zł, słuchawki 6zł, poduszka 15 zł,
koc 20zł. Na tej samej ulotce znajduje się również informacja o programie lojalnościowym Lux Expressu.

Przede mną ponad czterogodzinna podróż, a potem cały dzień na nogach. Warto przynajmniej na chwilę przymknąć oko.
Jestem ciekawa czy fotel sprawdzi się w roli łóżka. Fotele są spore i odpowiednio wyprofilowane, od siedziska po zagłówek.
Dla osób mających problem z kręgosłupem to ważne.
Aby zapewnić sobie jak najbardziej leżącą pozycję, mocno odchylam oparcie fotela do tyłu.



Mnie jest wygodnie. Ale czy równie wygodnie będzie w tym czasie osobie za mną? Sprawdzam. Jeżeli osoba za mną również odchyli swój fotel, wszystkim będzie miło i wygodnie. Gorzej jeżeli ja swój fotel maksymalnie odchylę, a osoba za mną będzie chciała poczytać książkę, skorzystać z laptopa bądź najzwyczajniej w świecie posiedzieć w fotelu, patrząc na świat za oknem. Wówczas zgrzyt gotowy, bo nie będzie mogła swobodnie oddać się tej przyjemności. Chcemy czy nie, wypracowanie kompromisu wydaje się w tej sytuacji najlepszym, choć nie w pełni zadowalającym, rozwiązaniem.

Czas na sen. Wprawdzie w autokarze jest ciszej niż u konkurencji, jednak odgłosów silnika i wszelkich szumów powstających
podczas jazdy, nie da się całkowicie wyeliminować. Jestem tego świadoma dlatego zawsze mam w pogotowiu zatyczki do uszu :-)
Przez pierwszą połowę podróży klimatyzacja ustawiona jest na optymalną temperaturę.
Potem z jakichś przyczyn zaczyna wiać chłodem. Jednym to nie przeszkadza, inni zaczynają zakładać swetry.
Poranek bez kawy jest porankiem straconym. Pamiętając, że automat do gorących napojów, znajduje się pośrodku autokaru,
ruszam w tamtym kierunku.



Do wyboru jest kawa zwykła, mocna, mokka i cappuccino. Jeżeli ktoś nie lubi kawy może sobie zrobić herbatę, czekoladę lub kakao.
Po wyborze napoju, pokazuje się informacja o możliwości dodania cukru i/lub mleka.
Wyboru dokonujemy poprzez naciśnięcie jednego z czterech kwadratów umieszonych w kolumnach po prawej i lewej stronie. Naciśnięcie pierwszego i czwartego kwadratu nie powoduje żadnych zmian. Aktywne są tylko dwa środkowe. Nie ma też możliwości dozowania ilości cukru i powrotu do poprzedniego ekranu. Niby mała rzecz, a jednak panie siedzące za mną dziwiły się,
że kawa nie jest słodzona (przypuszczam, że naciskały tylko pierwszy kwadrat).
Dla mnie natomiast ustalona odgórnie ilość cukru była za duża. Instrukcja obsługi dostępna w ośmiu językach
(polski na przedostatnim miejscu) okazała się nie do końca czytelna i pełna.

w drugim autokarze automat miał dodatkową instrukcję na pasku pośrodku


wielbiciele herbaty będą zachwyceni


Na napoje nie ma limitu, można korzystać bez ograniczeń, czym chata bogata. Aby po drodze nic się nie wylało zakrywam kubek pokrywką z „dziubkiem”, a po powrocie na miejsce, umieszczam go w specjalnym otworze na stoliku. Nic się nie zsuwa, nie wylewa. Taka opcja dla rozważnych :-) Oczywiście jest też opcja dla lubiących wyzwania. Wystarczy zrezygnować z pokrywki i idąc nucić „doniosę czy nie doniosę?” :-)
(na poślizgnięcie się nie ma co liczyć, zarówno w przejściu jak i na schodach i pod fotelami ułożono miękką i czystą wykładzinę).
Puste kubki czy jakiekolwiek inne śmieci można wyrzucić do woreczka, znajdującego się za siatką, umieszczoną na oparciu fotela
przed nami. Mała rzecz, a naprawdę cieszy. Dodatkowy kosz znajduje się na środkowych drzwiach autokaru, pomiędzy toaletą, a automatem do napojów.







Za wspomnianą już siatką znalazło się też miejsce, na premierowy fragment książki „Jan Karski. Jedno życie”. Temat ciekawy nie ukrywam, ale czy nie za „ciężki” jak na ten rodzaj podróży? Pytam osoby siedzące obok. Mają podobne odczucia. Podczas podróży zdecydowanie wolą czytać „lżejsze” pozycje. Rozglądam się dookoła. Ani jedna osoby nie oddaje się lekturze.
Większość korzysta z dotykowego tabletu i ogląda filmy. Do wyboru jest: kino akcji, familijne, dramat, romans komedia i bajki dla dzieci. Ilość tytułów wystarczająca, aby każdy znalazł coś dla siebie. Kilka osób ma problem z ustawieniem polskiego tłumaczenia, ale poza tym pełen sukces. Można również posłuchać muzyki: jazz, rock, pop, dance, rap i relaksacyjnej (dodałabym jeszcze klasyczną) lub skorzystać z audio booków czy gier. Menu jest naprawdę bogate, dostępne w dwóch językach polskim i angielskim.
Również do funkcjonalności wifi nie mam zastrzeżeń, problemy z sygnałem nie występowały.
Mogłam korzystać kiedy chciałam i jak długo chciałam.
Szkoda tylko, że jedno gniazdko z prądem jest przeznaczone dla dwóch osób. Co w sytuacji gdy obie będą chciały z niego skorzystać?
System rozrywki pokładowej daje radę, co więcej jest lekiem na szybko nudzące się dzieci. Dzięki niemu dziewczynka siedząca za mną w drodze powrotnej, ani razu nie zadała mamie nieśmiertelnego pytania „długo jesce?”, za to z radością poprosiła o „jesce jedną bajeckę” :-)

Pora na dalsze testowanie. Wiem już jak fotel sprawdza się w roli „łóżka”, teraz kolej na tradycyjne przeznaczenie. Siedzę wygodnie. Moje nogi od razu czują większą przestrzeń i swobodę niż u konkurencji – ta zaleta nie jest przereklamowana (!).
Nie uderzam kolanami w fotel przede mną. Co więcej nawet go nie dotykam.
Dodatkową przestrzeń zyskuję rozsuwając siedzenie w bok.
Dla lubiących izolację wybawieniem będzie podłokietnik między fotelami (oczywiście te z brzegu też są :-)).
Siedzę wygodnie. Fotel jest wręcz fenomenalnie wyprofilowany, obity miękką tkaniną, a oparcie i zagłówek wykończone miękką skórką. Jest przestrzeń, komfort i bezpieczeństwo (każdy fotel jest wyposażony w pasy bezpieczeństwa). Odsuwam krzesło w bok i sprawdzam, czy inni pasażerowie będą mogli swobodnie skorzystać z głównego przejścia. Tak. Odsuwam w bok krzesło po drugiej stronie. Przy dwóch odsuniętych krzesłach przejście również jest możliwe, jednak już nie tak swobodne.

fotele bez rozsunięcia


fotele rozsunięte


fotele rozsunięte z dwóch stron przejścia (pierwsze od dołu)


Pan siedzący z przodu przygląda się moim eksperymentom z zaciekawieniem. Szybko dodaje dwa do dwóch i prosi, aby przekazać,
że nie ma lepszych autokarów, a że ma dwa metry wzrostu i nie jest drobnej postury to „sama pani rozumie jak się musiałem męczyć zanim odkryłem tego przewoźnika, a jeździłem już wszystkim”. Na pokrycie swoich słów wstaje i dopiero teraz widzę, że to chłop jak dąb. Obiecuję przekazać co niniejszym czynię :-)

Doprowadzam fotel do klasycznej pozycji, siadam i odchylam podnóżek pokryty antypoślizgowym tworzywem. Fajnie, bo nogi nie zjeżdżają. Niefajnie, bo okazuje się, że podnóżki w fotelach od strony przejścia, są przesunięte bardziej w lewo
przez co, albo tylko jedna noga będzie na podnóżku, albo obie, tyle że już nie prosto, a bokiem.
W fotelach znajdujących się od strony okna jest OK.



Generalnie fotele i ich „obsługa” to wdzięczny temat. Po raz kolejny widziałam, że sporo osób nie wie jak odsunąć fotel w bok, do tyłu
czy jak zabezpieczyć podłokietnik, aby nie opadał. Dlatego przydałaby się krótka, prosta instrukcja. Można ją włożyć do wspomnianej
już siatki na oparciu fotela albo nakleić, obok lub zamiast naklejki informującej o 15% rabacie na kolejną podróż
(tak na marginesie, szare uchwyty służące do rozsuwania foteli są bardziej intuicyjne niż te żółte. Ruszają się tylko w górę, a to odruchowy kierunek).

Na koniec świadomie zostawiłam toaletę - temat rzeka. Dużo osób ma uprzedzenia i nie korzysta z toalet w autokarach. Czy słusznie? Sprawdzam. Jest czysto, nic nie śmierdzi. Podłoga nie jest ochlapana wodą. Ktoś pomyślał i zamontował głębszą niż normalnie umywalkę, woda też nie pryska jak szalona. A więc da się :-) Nad umywalką wisi lustro, w którym można się swobodnie przejrzeć.
Są oczywiście pojemniki z mydłem i papierowymi chusteczkami do wytarcia rąk. Jest papier toaletowy (i to nie ten najtańszy),
a nawet szczotka do muszli klozetowej (tej nie widziałam w autokarze nigdy wcześniej).
Oprócz tego kosz na zużyte chusteczki, uchwyt, haczyk na drzwiach. Wszystko umieszczone intuicyjnie. Przycisków również nie trzeba szukać po całym pomieszczeniu, są tam gdzie być powinny. Nie zapomniano również o naklejkach informujących o właściwej obsłudze sprzętów.



Nie widzę żadnych przeciwwskazań do korzystania. Jest naprawdę wyjątkowo czysto. Przestrzeni też jest na tyle, by się wyprostować bez ryzyka uderzenia w głowę czy inną część ciała. Gdyby było inaczej, pan o słusznym wzroście na pewno by o tym wspomniał :-)

Swoimi eksperymentami nie chcę stresować kierowcy, dlatego pytam go wprost, jakby zareagował na zgłoszenie,
że któryś z pasażerów zbyt głośno się zachowuje (pytanie oparte na bardzo niemiłych doświadczeniach) i czy w ogóle by zareagował skoro jedzie sam. Kierowca bez zastanowienia odparł, że jest możliwości zwrócenia uwagi przez głośnik, a jeżeli okaże się to niewystarczające, konieczna jest rozmowa z daną osobą, co wiąże się z zatrzymaniem autobusu.
Takie zapewnienie mi wystarczyło i potwierdziło tylko to co zauważyłam wcześniej - dbałość o klienta.
Od początku podróży pasażer jest informowany, że w razie problemów z czymkolwiek, może zwrócić się z prośbą o pomoc do kierowcy.
Nawet w tablecie odszukałam taką informację. Pasażer-klient nie jest zostawiony sam sobie, a jego „ważność” nie wygasa z chwilą zapłacenia za bilet.
Za to stawiam największy plus.
Kolejne plusiki za punktualność, brak naklejek na oknach i wyraźne zaznaczenie miejsc przy których znajdują się gaśnice.
I na koniec spostrzeżenie z krakowskiego dworca autobusowego. Przeszłam tam zaledwie 50 metrów, mijając po drodze osiem reklam konkurencji jeżdżącej na tej samej trasie. Jedna wielka nad skrytkami na bagaż, sześć mniejszych między barem, a sklepikiem z gazetami. Może warto wykonać kolejny krok?
Dziękuję za możliwość przetestowania autokaru. Było miło. Polecam się na przyszłość.


Na zakończenie zapraszam do niezwykłej atrakcji Krakowa, którą wybrałam.

NOWA HUTA GANKSTA CZYLI Z WIZYTĄ U WUJKA SENDZIMIRA

Czego ja nie słyszałam o tej dzielnicy… I to jedno powtarzające się pytanie, wzmocnione gestem: I po co będziesz tam szła,
czy w Krakowie naprawdę nie ma ciekawszych miejsc? Pewnie są. Czy ciekawsze? - rzecz gustu.
Na pewno bezpieczniejsze, bardziej ułożone i grzeczne. Większość z nich widziałam dziesiątki razy, a tę dzielnicę
odwiedziłam tylko raz, w dodatku przelotem. Przyszedł czas na nadrobienie zaległości.
W czasy świetności polskiego socjalizmu ruszam z moją lepszą połową.
Jak już patrzeć śmierci w oczy, to koniecznie w doborowym towarzystwie :-)

Z Krakowa do Nowej Huty można dojechać autobusem lub tramwajem. Wybieramy tramwaj.
Kupując bilet zastanawiamy się od razu nad powrotnym. Chłopak w okienku żartuje, że spokojnie wystarczy one way ticket.
Po chwili rozbawiony dodaje, że nie wyglądamy na uprawiających sporty ekstremalne.
Widząc nasze zdziwione miny wyjaśnia, że jak dobrze zrozumiał, wybieramy się na zwiedzanie Nowej Huty :-)
Niby tylko lokalne żarty, jednak ziarno niepewności zostało zasiane. A niech tam, będzie co ma być.
Tramwajem numer 4 można podjechać pod samą hutę, chcemy jednak poczuć klimat miejsca i wykorzystać słoneczną pogodę,
dlatego wysiadamy na Placu Centralnym. Właśnie z tego miejsca rozchodzą się promieniście główne ulice Nowej Huty.
Aleja Solidarności doprowadzi nas prosto do celu.
Wcześniej jednak robimy sobie rundkę wokół placu, oglądając charakterystyczne arkady i socrealistyczną zabudowę.





charakterystyczna ozdoba okien


Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Przed nami historyczny kombinat w (prawie) całej okazałości (kiedyś Lenina,
potem Sendzimira, obecnie ArcelorMittal Poland). Budynek Centrum Administracyjnego jest naprawdę imponujący.
Jeżeli robi takie wrażenie z zewnątrz, to co dopiero musi dziać się w środku. Aby się o tym przekonać wystarczy przyjść tu 23 maja
na dni otwarte huty. To jedyny dzień w roku, kiedy huta otwiera przed światem zewnętrznym swoje podwoje
i pokazuje skrywane przez pozostałe dni tajemnice.



Naprawdę warto skorzystać póki można i na własne oczy zobaczyć kolosa
(niektóre z hal mogły pomieścić siedem krakowskich rynków!).
Stoimy przed bramą kombinatu, gdzie nadal znajduje się potężny napis „Huta im. T.Sendzimira”.



Kiedyś kombinat był potęgą. W czasach swojej świetności, w latach siedemdziesiątych, zatrudniał nawet 35.000 pracowników.
Dzisiaj trwa akcja protestacyjna. Jedynemu czynnemu, wielkiemu piecowi grozi wygaszenie…





Czujemy niedosyt. Żądni widoku tajnych zakamarków, ruszamy na poszukiwania jakiejś „dziury w płocie”. Przechodzimy
mozolnie przez chaszcze i pokrzywy. Jedyne co udaje się wypatrzyć, to wielka żółta rura i budynek niewiadomego przeznaczenia.



Wracając czujemy powiew przeszłości na plecach. Moja lepsza połowa pokazuje mi miejsca w których kiedyś były stołówki dla pracowników huty, z olbrzymimi stołami na dziesiątki osób. Jako dziecko przychodził tu razem z ojcem.
Dzień kończymy w „Stylowej”, najbardziej socjalistycznie jak tylko można czyli siarczystym pocałunkiem
a la Breżniew i Honecker. Na ten widok tatar z wódeczką omal nie spadły ze stołu.

P/s i znowu okazało się, że stereotypy niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Spotkaliśmy normalnych, fajnych ludzi. Jednym zdaniem - nie taki Hutas straszny jak go malują :-)











Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

grzes100 18 maja 2015 21:13 Odpowiedz
"Gniazdka WIFI"?? Takie rzeczy tylko w LUX Ekspresie...
grzes100 18 maja 2015 21:18 Odpowiedz
"Mam rozsunięte i odchylone wszystko co się tylko dało" :-O
sabina-kania 20 maja 2015 21:22 Odpowiedz
Cóż za szczegółowa relacja i opis podróży! Wielkie dzięki za czas i testy w podróży :) Twoja relacja będzie przydatna przy wyborze przyszłego przewoźnika, zapewne nie tylko dla mnie!
bbk5 22 maja 2015 11:43 Odpowiedz
Dzięki za przepiękną i wyczerpującą relację, dzięki takim ludziom jak ty łatwiej jest dobrać odpowiedniego przewoźnika w naszych podróżach - tak trzymaj !! ;-)